Czy tylko klinika się liczy? Miejsce pracy dobre dla Matki Lekarki

Jak być lekarzem, to tylko w klinice. Tylko wielka nauka i skomplikowane przypadki. Czy to jedyna ścieżka kariery dla lekarki? A co, jeśli chcemy czegoś innego, mieć swoją społeczność, pomagać ludziom i pracować w miejscu, gdzie mamy faktyczny wpływ na to co się dzieje? Czy wielkie kliniki są ciągle tym, czym były kiedyś? 

W rozmowie z Matkami Lekarkami Internistkami
lek. Alicją Adrian (AA) ze Szpitala Rejonowego w Przeworsku, zastępcą kierownika oddziału chorób wewnętrznych 
i dr n. med. Agatą Malendą (AM), która zamieniła pracę w Klinice Hematologii w Warszawie na oddział chorób wewnętrznych  w szpitalu rejonowym. 

Czy Oddział Interny w Szpital Rejonowym w Przeworsku, to Twoje miejsce pracy od zawsze? 

AA – Pracuje tu od samego początku mojej kariery medycznej, od 28 lat. 
Jestem z Przeworska, idąc na studia medyczne a Uniwersytecie Medycznym w Lublinie, z powodu deficytu lekarzy w moim mieście, dostawałam stypendium, aby po ukończeniu edukacji wrócić tu do pracy. Dodatkowo przy rozpoczęciu pracy dostawaliśmy służbowe mieszkanie. 

Dlaczego zdecydowałaś się na pracę właśnie w tym miejscu? Nie żałujesz swojej decyzji? 

AA -Jak mówią moi koledzy z pracy, ja jestem szpitalne zwierzę i nie wyobrażam sobie pracy w przychodni; kojarzy mi się to z wypisywaniem recept, to nie dla mnie. 
Ale mam też poczucie lokalnego patriotyzmu. Bardzo przywiązuję się do miejsc i nie lubię zmian. 

Agata, jaka była Twoja ścieżka zawodowa? Czy oddział w Grodzisku Mazowieckim to Twoje miejsce pracy od zawsze?  

AM – Do oddziału chorób wewnętrznych w Grodzisku Mazowieckim trafiłam około półtora roku temu. Już wcześniej taki pomysł urodził się w mojej głowie, ale chciałam dokończyć zobowiązania. Zanim postanowiłam spróbować swoich sił w internie, przez 7 lat pracowałam w Klinice Hematologii, a jeszcze wcześniej prowadziłam pracę badawczą w Zakładzie Immunologii. Żartuję sobie, że podążam w odwrotnym kierunku niż medycyna- od szczegółu do ogółu. Ale wiem, że jest więcej takich lekarzy jak ja. 

dr n. med. Agata Malenda, zamieniła pracę w Klinice Hematologii w Warszawie na oddział chorób wewnętrznych  w szpitalu rejonowym. Współtwórczyni Polek w medycynie. Świetna specjalistka i naukowczyni.
Na zdjęciu w trzeciej ciąży (obecnie już szczęśliwie rozwiązanej)

Co spowodowało, że postanowiłaś odejść z pracy w Klinice, Agata?

AM -Najchętniej powiedziałabym, że chęć nowych wyzwań, ale to jest tylko część prawdy. Kiedy zaczynałam moją karierę zawodową marzyłam o wielkiej medycynie, wyzwaniach, łączeniu pracy naukowej z opieką nad pacjentami. I Klinika Hematologii to umożliwiała, jednak kosztem czasu wolnego, życia prywatnego. Kiedy nie miałam dzieci, udawało mi się realizować zadania związane z taką pracą, jednak odkąd zostałam mamą czas nagle się skurczył. Zaczęłam odczuwać dyskomfort z powodu albo braku czasu na pracę naukową albo braku czasu dla dzieci. Poczułam, że muszę znaleźć rozwiązanie, które dla mnie będzie satysfakcjonujące. Od zawsze bardziej lubiłam pracę z pacjentami niż pracę naukową, stąd postanowiłam spróbować moich sił w internie. Dodatkowym czynnikiem była praca blisko domu. Przy łączeniu zadań domowych z zawodowymi to naprawdę ułatwia życie.  

Jak pracuje się w małym ośrodku, jaka jest Twoja perspektywa – lekarki, kobiety, matki?

AA – Zawsze miałam duże wsparcie ze strony rodziny– w tym męża i naszych rodziców przy wychowywaniu dzieci, bo cała rodzina mieszka w tym samym miejscu.
W naszym ośrodku mamy też wystarczająco obsady lekarskiej, co pozwala, żebyśmy dyżurowali tyle, ile chcemy, nie musimy chodzić z dyżuru na dyżur. Obecnie dyżuruję maksymalnie trzy razy w miesiącu. 
Nie przeżywam też medycyny w domu- mój mąż nie jest lekarzem i ten temat rzadko się pojawia w domu. Po zamknięciu drzwi szpitala zamykam to co się tam dzieje, nie przynoszę spraw z pracy do domu. I uważam, że to jest absolutnie zdrowe. 

AM – Zastanawiam się, czy mogę nazwać moje obecne miejsce pracy małym ośrodkiem. Szpital jest wielospecjalistyczny, a na oddziale mamy w sumie około 50 łóżek internistyczno-geriatrycznych. Wcześniej pracowałam w instytucie monospecjalistycznym, więc dla mnie to było to niesamowite odkrycie, że mogę mieć dostęp do różnych konsultantów w sumie “od ręki”. Podoba mi się też współpraca pomiędzy różnymi oddziałami. Oczywiście czasem bywa trudno, szczególnie, kiedy brakuje miejsca dla pacjentów, czy nie ma wystarczającej liczby lekarzy. Mam jednak wrażenie, że każdy robi co może i wspólnymi siłami jesteśmy w stanie wiele zdziałać.  

Jak Ci się pracuje obecnie w mniejszym ośrodku w por. do Kliniki?

AM -Pomimo dużej rotacji chorych, mam wrażenie, że praca jest spokojniejsza. Przypuszczam, że wynika to z tego, iż zajmujemy się przede wszystkim pacjentami i nie musimy łączyć tego z działalnością naukową czy edukacyjną (chociaż od roku współpracujemy z Uczelnią Łazarskiego, więc studenci zaczęli się pojawiać, a możliwości rozwoju naukowego dla chętnych również istnieją). Na pewno jest też mniej posiedzeń klinicznych czy naukowych i mniej “papierologii”. Każdy zna swój zakres obowiązków i stara się je wypełniać. Jeżeli rezydent ma problem, to może zgłosić się po pomoc do specjalisty lub do ordynatora i jego zastępców. 

Co lubisz w swojej pracy najbardziej? Czy daje Ci poczucie spełnienia? 

AA -Fajnie jest to, że człowiek nie boi się żadnego pacjenta, nawet trudne przypadki, jak tętniak rozwarstwiający aorty (ostatnie podejrzenie), nie stwarza już trudności diagnostycznych.  Są sytuacje w których wiem, że pacjentowi nic nie pomoże i niewskazana jest uporczywa terapia.

lek. Alicja Adrian ze Szpitala Rejonowego w Przeworsku, w którym pracuje już 28 lat, jest zastępcą kierownika oddziału chorób wewnętrznych

AM -Zgodzę się z Alicją. Przekrój przypadków medycznych jest tak szeroki, że człowiek szybko uczy się “pływać na głębokiej wodzie” i staje się decyzyjny. Wie, kiedy należy walczyć, a kiedy odpuścić. Na internie może zdarzyć się wszystko, więc wszystko bierze się pod uwagę. W Klinice często przypadki były wyselekcjonowane. Oczywiście, można było im dużo więcej zaproponować, bo w oddziale chorób wewnętrznych nie ma możliwości przeprowadzenia pełnej diagnostyki hematologicznej czy podania chemioterapii, jednak kiedy pacjent okazywał się być poza spektrum przypadków, od razu był przekazywany dalej. Ja lubię diagnostykę, lubię patrzeć na pacjenta globalnie, stąd czuję, że interna to moje miejsce, choć hematologię nadal darzę wyjątkową sympatią. 

Może Cię także zainteresować:

Czego nie lubisz? 

AA -Smutne jest, że rodziny nie są zainteresowane opieką nad swoim seniorem, a po leczeniu w oddziale nie chcą zabrać najbliższych do domu, ale to chyba nie jest problem lokalny, a dotyczy całej Polski. 

AM –Pomimo, że choroby wewnętrzne są piękną specjalizacją i praca w tym zakresie przynosi dużo satysfakcji, to mój niepokój wzbudza fakt, że są niedoceniane. Zarówno finansowo, jak i “prestiżowo”. Oddziały są często traktowane jako oddziały pielęgnacyjno-opiekuńcze. Coraz częściej jest mniej diagnostyk i terapii, ponieważ odbywa się ona na oddziałach specjalistycznych, a coraz więcej pielęgnacji pacjentów. Mam nadzieję, że to się zmieni, ponieważ wierzę, że globalne spojrzenie na pacjenta jest ważne i nie może odbywać się tylko w wysokospecjalistycznych klinikach. 

Czy czułaś w swojej karierze wypalenie zawodowe?

AA -Przed pandemią pracowałam w innych miejscach, też w orzecznictwie, łącznie na 1,5 etatu. Około 5 lat temu poczułam wypalenie i zmęczenie. Ale w dobie pandemii dużo się zmieniło, w obecnym czasie (koronawirus), gdy pracuję tylko w 1. miejscu czuje się wypoczęta.

AM -Aktualnie przebywam na urlopie macierzyńskim, więc wypalenia nie odczuwam. Raczej tęsknie za pracą w szpitalu niż mam jej dość. Osobiście lubię też łączyć różne rodzaje praktyki lekarskiej – szpital, POZ, hospicjum domowe, telemedycynę. Wypalenie odczuwałam, kiedy byłam związana tylko z jednym miejscem i w tym miejscu miałam nadmiar obowiązków i żadnej pomocy. Wtedy bywało trudno. Czułam się zamknięta w klatce i nie bardzo miałam pomysł, jak z tej klatki wyjść. Teraz mam poczucie, że w razie gdyby w jednym miejscu się paliło, istnieją inne, w których można się odnaleźć. 

O wielkich Klinikach mówi się, że są prestiżowymi miejscami pracy, a te w mniejszych miastach są niedoceniane. Czy też masz takie zdanie? 

AA -Z naszych obserwacji wynika, że te czasy minęły. Teraz klinika nie jest tym, czym była kiedyś. W klinice został profesor, docenci na ćwierć etatu, a reszta to lekarze rezydenci. Praca w klinice nie jest tym, czym była kiedyś, gdy rozwiązywało się największe “zagadki medyczne”. Teraz mniejsze ośrodki są w stanie zrobić całą diagnostykę.
U nas robimy gastroskopię, kolonoskopię, tomografię, rezonans, USG, spirometrię… mamy dużą samodzielność i już nie musimy wysyłać co drugiego pacjenta do kliniki. 

AM -Ponownie zgodzę się z przedmówczynią. Wiem, że takie zdanie wciąż krąży i mam świadomość, że pacjenci preferują kliniki nad oddziałami w mniejszych miastach, jednak w dzisiejszych czasach w większości przypadków sprzęt diagnostyczny oraz możliwości wstępnej terapii są na wysokim poziomie w obydwu sytuacjach. Ponadto szeroki wachlarz przypadków medycznych sprawia, że lekarze pracujący w mniejszych oddziałach często patrzą na pacjenta pod różnymi kątami a nie tylko w zakresie dziedziny, w której się specjalizują. 

Jaka jest specyfika pacjentów w małych miastach?

AA -Teraz już te granice się zatarły. Kiedyś się odróżniało pacjenta wiejskiego od miejskiego, a teraz juz nie. Wszyscy wyglądają i zachowują się podobnie. 

AM -Na pewno ludzie mniej się spieszą. Choć Grodzisk Mazowiecki jest zbyt blisko Warszawy, aby zauważyć różnice. Myślę, że przekrój pacjentów jest bardzo zbliżony. 

Jak ocenisz atmosferę pracy w swoim oddziale? 

AA – Atmosfera była świetna, ale załamała się z uwagi na odejście personelu – specjaliści z wieloletnim stażem pracy odeszli w celu znalezienia spokojniejszej pracy. Przyszło teraz do pracy dużo młodych osób i tej atmosfery nie da się odtworzyć. 

AM -Na oddziale jest dużo młodych osób, co ma swoje plusy i minusy. Z jednej strony jest duży powiew świeżości i chęci do pracy, ale z drugiej brakuje bardziej doświadczonych lekarzy, żeby wprowadzić  większy ład. Generalnie z atmosfery jestem zadowolona, choć wiadomo, że w okresach, kiedy jest mało ludzi do pracy, a dużo pacjentów, bywa różnie i wypalenie jednych pracowników może się przekładać na innych.  

Czy uważasz, że taka praca jest dobra dla Matki Lekarki?

AM -Praca blisko domu w moim odczuciu jest zawsze wygodniejsza dla matki-lekarki. Ponadto, często pacjenci są naszymi sąsiadami, sprzedawcami w sklepie, do którego chodzimy, to rodzi więź i pozwala na wiele ułatwień. Inna sprawa, że nie każdemu taka sytuacja będzie pasowała, wielu ludzi woli pozostawać anonimowymi. 

AA: Pacjent w wielkim ośrodku jest anonimowy, i wydaje mi się w ogromie pacjentów w dużym ośrodku łatwiej coś przegapić. U nas wszystkich traktujemy indywidualnie, znamy się.
Ja żyję tak jak chcę i robię to co chce. Jestem na tak. Jak to się mówi, “home sweet home”. 

Praca w każdym miejscu ma swoje plusy i minusy, jednak wnioski, które cisną się z rozmowy z naszymi bohaterkami są takie, że mniejsze ośrodki mają obecnie dużo zaoferowania, zarówno pacjentom, jak i personelowi, więc warto je rozważyć wybierając ścieżkę kariery

Autorka: lek. Małgorzata Osmola

polki w medycynie
Polki w medycynie

4 komentarze “Czy tylko klinika się liczy? Miejsce pracy dobre dla Matki Lekarki”

  1. Wywiad na plus 🙂
    Jestem lekarką w trakcie specjalizacji z interny. Pracuje w byłym mieście wojewódzkim, wiec w pełni mogę potwierdzić powyższą opinie, ze takie miejsca mają wiele zalet i mogą konkurować z Klinikami. Warto wziąć je pod uwagę podczas wyboru miejsca pracy!

    1. Polki w Medycynie

      mamy nadzieję, że wiele kobiet usłyszy Twój głos!
      Niestety odnośnie miejsc pracy jest bardzo wiele stereotypów…

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top