Doktorat – ostatnia prosta

Doktorat- czy warto podjąć się trudu zdobywania tytułu? Co on daje? Czy wiąże się z lepszymi zarobkami?
Jak wygląda obrona doktoratu- czy zadawane są trudne pytania, czy to raczej formalność?
Trzy świeżo upieczone doktor nauk medycznych opowiadają o swoim doświadczeniu „ostatniej prostej” pisania pracy doktorskiej i przygotowaniach do obrony (spoiler: dużo praktycznych wskazówek!)

Paulina Paciej-Gołębiowska: lekarz rodzinny w Poradni Lekarzy Rodzinnych, studia doktoranckie odbyła na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi; kontynuuję pracę naukową w Zakładzie Epidemiologii i Biostatystyki.

Beata Rak: lekarz rezydent endokrynologii UCK Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Realizuje badania w Laboratorium Medycyny Doświadczalnej WUM, zainteresowania to mikroRNA, gruczolaki przysadki.

Agnieszka Barchnicka: specjalista hematologii i chorób wewnętrznych, pracuje w Oddziale Klinicznym Hematologii i Profilaktyki Chorób Nowotworowych Zespołu Szpitali Miejskich w Chorzowie. Jej rozprawa doktorska dotyczyła badań nad nowymi czynnikami rokowniczymi w szpiczaku plazmocytowym.

Już po obronie doktoratu! Czy warto było podjąć się trudu zdobywania tytułu doktora nauk medycznych? 

PPG: Studia doktoranckie podjęłam nie dla samego tytułu, ale dlatego że praca naukowa ciekawiła mnie już od początku studiów i bardzo chciałam zobaczyć, jak to jest. Oczywiście cieszę się, że mój dotychczasowy trud został zwieńczony tytułem doktora nauk medycznych.

BR: Zdecydowanie było warto. Nie chodzi o sam fakt posiadania tytułu naukowego, ale uważam, że właśnie ten trud zdobywania go był bardzo wartościowym doświadczeniem. Niezależnie od dziedziny, praca naukowa pozwala na rozwój nowych umiejętności, wiedzy, naukę nowych metod badawczych, uczy lepszej organizacji czasu i pracy oraz, co najważniejsze, krytycznego i bardziej świadomego spojrzenia na dostępne w piśmiennictwie prace.


Beata Rak: lekarz rezydent endokrynologii UCK Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Ukończyła studia doktoranckie w Studium Medycyny Molekularnej WUM (2019); aktualnie realizuje badania w Laboratorium Medycyny Doświadczalnej WUM, zainteresowania to mikroRNA, gruczolaki przysadki.

AB: Od początku mojej drogi zawodowej towarzyszyła mi myśl o pracy naukowej i doktoracie. Może trochę w kontekście tradycji rodzinnej, mój śp. dziadek był kierownikiem katedry silników okrętowych na Akademii Morskiej w Gdyni. Decyzję o podjęciu studiów podjęłam stosunkowo późno, ale mając już pewien dorobek. Choć bywały chwile zwątpienia, problemy logistyczne- nie żałuję. 

Z czego jesteś najbardziej dumna w drodze do zdobycia doktoratu?

PPG: Z tego, że zdołałam to pogodzić z robieniem specjalizacji i wychowywaniem dzieci. Gdy zaczynałam studia doktoranckie, myślałam, że macierzyństwem zacznę się interesować po obronie. Jak widać, nie myślałam chyba o tym za wiele, bo obronę pracy doktorskiej świętowałam z córką i synem. W każdym razie dotarcie z nimi do tego momentu było dużym wyzwaniem.

Paulina Paciej-Gołębiowska: lekarz rodzinny w Poradni Lekarzy Rodzinnych TOM-MED w Tomaszowie Mazowieckim. Studia doktoranckie odbyła na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi; kontynuuję pracę naukową w Zakładzie Epidemiologii i Biostatystyki. Poza medycyną interesuję się świadomym wspieraniem rozwoju dzieci; jestem mamą Alojzego, który dopiero co świętował swoje pierwsze urodziny oraz 3,5-letniej Wandy.

BR: Z wielu aspektów. W czasie studiów doktoranckich miałam przyjemność uczyć popołudniami studentów Histologii, Embriologii i Cytofizjologii, wieczorami pracowałam w laboratorium wykonując eksperymenty do pracy doktorskiej, na co dzień realizowałam w szpitalu program rezydentury. W każdym miejscu pracowałam z bardzo mądrymi osobami, dzięki czemu czas mijał w miłej atmosferze. Cieszę się również z faktu, że w tym czasie udało mi się zdobyć kilka grantów na badania, w tym 2 z Narodowego Centrum Nauki oraz odbyć kilkumiesięczne wyjazdy zagraniczne (Genewa, Szwajcaria i Londyn, UK).

AB: Najtrudniejsze było pogodzenie studiów doktoranckich i dodatkowych obowiązków z życiem rodzinnym i pracą. Cieszę się, że udało mi się to zrobić i nauczyłam się lepiej organizować czas. Dodatkowo musiałam także przezwyciężyć wrodzoną nieśmiałość podczas zajęć ze studentami. W trakcie studiów odbyłam szkolenie specjalizacyjne i zdałam egzamin z hematologii, co było dodatkowym wyzwaniem. 

Co Ci się podobało pisząc doktorat?

PPG: Pracę doktorską przygotowywałam w formie cyklu publikacji, więc każdy opublikowany artykuł dawał dużo satysfakcji. Cieszyłam się, że byłam w stanie zdobyć uznanie klinicystów, pomimo tego, że mój temat był osadzony w naukach podstawowych.

BR: Wsparcie i pomoc mojej Promotor Profesor Urszuli Ambroziak, która przynosiła ulgę w cierpieniu 🙂 Wybrałam opcję monografii. Wydawało mi się, że napisanie jej będzie niemożliwe, jednak okazało się, że od utworzenia strony tytułowej do ostatniej (czyli ponad 130) minął …1 miesiąc (włączając w to utworzenie rycin i liczenie statystyki od zera). Do dziś nie wierzę, że w takim tempie można było napisać podsumowanie badań, które trwały kilka lat.

AB: Praca nad doktoratem pozwoliła mi na szersze poznanie kwestii planowania oraz realizacji badań naukowych. Rozprawa miała charakter monografii, opierała się na prospektywnym badaniu, które miałam okazję  przeprowadzić w ramach mojego oddziału. Dotyczyły one choroby, która mnie szczególnie interesuje, miałam także przekonanie, że moja praca naprawdę ma sens i nie służy tylko zdobyciu tytułu naukowego.

Agnieszka Barchnicka: specjalista hematologii i chorób wewnętrznych, pracuje w Oddziale Klinicznym Hematologii i Profilaktyki Chorób Nowotworowych Zespołu Szpitali Miejskich w Chorzowie. Ukończyła studia doktoranckie Studium Doktoranckiego na Wydziale Zdrowia Publicznego, Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach. Rozprawa doktorska dotyczyła badań nad nowymi czynnikami rokowniczymi w szpiczaku plazmocytowym. Zainteresowania poza medycyną to muzyka, gra na pianinie i skrzypcach, sport- trenuje łyżwiarstwo figurowe, biega, uwielbia podróżować. Rodzina: mąż Jarek, 14-letnia córka Aleksandra i pies shi tzu Kajla.

Co Ci się nie podobało przy pisaniu? 

PPG: To co wspominam negatywnie to huśtawka nastrojów – kilka razy powątpiewałam w sens mojej pracy, zdarzało mi się porównywać do innych i myśleć, że to co ja robię to nie jest nic przełomowego, ani godnego uwagi.

BR: Korekty edytorskie, poprawki… mam wrażenie, że wygładzanie manuskryptu zajęło wielokrotnie więcej czasu niż samo jego napisanie.|

AB: Wielokrotnie dopadało mnie uczucie zwątpienia, zwłaszcza kiedy pojawiały się nieprzewidziane problemy, jak na przykład konieczność zmiany wydziału przy wszczęciu doktoratu, z uwagi na utratę przez mój macierzysty wydział uprawnień do nadania tytułu doktora nauk medycznych. Dużym wyzwaniem było samo pisanie rozprawy, znalezienie czasu i siły, aby wyniki badań ubrać w słowa i prawidłowo je zinterpretować.

Broniłaś się online czy “na żywo”? Jak wrażenia? Plusy i minusy tej  formy.

PPG: Obrona była online i dobrze ją wspominam. Myślę, że dzięki temu, że mogłam siedzieć w domu przy moim stole, a nie w sali, mniej denerwowałam się tym wydarzeniem. Najwięcej stresu wywoływały kwestie techniczne, czy wszyscy będą umieli zalogować się na platformie, czy nikt nie będzie miał problemów z internetem itd. Oglądając obrony Koleżanek i Kolegów  z uczelni, widziałam, że niektórym obrony opóźniały się, bo komuś nie działa kamera albo mieli jeszcze inny problem.

BR: W moim przypadku była to obrona online transmitowana z wyznaczonej sali konferencyjnej na Uczelni. Było mi trochę przykro, że promotor, recenzenci oraz moi przyjaciele są po drugiej stronie ekranu i nie widzę ich twarzy tylko swoją prezentację. Pozytywnym aspektem takiej formy obrony był fakt, że mogli w mojej obronie uczestniczyć również znajomi (Polacy, naukowcy) przebywający w innych częściach świata (Szwajcaria, USA).  Dodatkowo, spotkanie było nagrywane, więc będzie pamiątką na przyszłość. W wersji na żywo nie nagrałabym tego wydarzenia.

AB: Obrona była prowadzona online i transmitowana dla chętnych na kanale na youtubie. Nie musiałam jechać na uczelnię, logowałam się z komputera w domu. Było to z pewnością wygodne i nieco mniej stresujące. Z drugiej strony, trochę było mi przykro, że nie odbywa się to w tak uroczysty sposób jak na żywo, zwłaszcza, że miałam okazję brać udział w kilku obronach przed pandemią. Zawsze podobała mi się podniosła atmosfera takiego wydarzenia. Niewątpliwym plusem obrony online było to, że w wydarzeniu mogły uczestniczyć osoby, które nie dałyby rady przyjechać osobiście. Dzięki transmisji na żywo w obronie mógł wziąć udział mój tata, który był w rejsie i rodzina z zagranicy.

Czy doktorat wpłynął na rozwój Twojej ścieżki zawodowej? Czy dostałaś nowe propozycje pracy lub większe zarobki?

PPG: Po obronie dostałam propozycję kontynuacji pracy naukowo-dydaktycznej na uczelni i postanowiłam podjąć się tego wyzwania. Czeka mnie jeszcze rok specjalizacji, ale myślę, że uda mi się to pogodzić. Natomiast w moim miejscu pracy nie spodziewam się podwyżki. 

BR: Nie. Do chwili obecnej nic się nie zmieniło.

AB: Jestem świeżo po obronie i na tę chwilę nic się nie zmieniło od strony zawodowej. Prywatnie za to mam więcej czasu.

Garść informacji praktycznych przed obroną

Ile czasu trwa obrona

PPG: Miałam 10 minut na prezentację, a całość trwała nieco mniej niż godzinę.
BR: Prezentacja około 10 min, następnie dyskusja, obrady, zakończenie… w sumie około 45 min.

Czy zadawane pytania były trudne?

BR: Były dodatkowe pytania od słuchaczy, ale związane z tematem więc nie klasyfikowałabym ich jako trudne.
AB: Moim zadaniem było skomentowanie uwag recenzentów. Nie było pytań od słuchaczy, padło jedno dodatkowe pytanie od komisji, które nie sprawiło mi problemów.

Czy do obrony przygotowywałaś prezentację?

PPG: Tak, miałam prezentację. Wszystko odbywało się na platformie Big Blue Button, a w związku z tym prezentacja musiała być załadowana w pdfie. To akurat oceniam na minus, bo niosło ze sobą pewne ograniczenia.
BR: Tak, na około 10 min w formacie ppt.

Czy na obronie musiał być obecny promotor i promotorzy pomocniczy?

PPG: Wymóg był taki, żeby obecny był promotor. Na mojej obronie był jednak również obecny promotor pomocniczy.
AB: Na obronie obecny był promotor i jeden recenzent. Nie miałam promotora pomocnicznego.

Wieczny dylemat. Czy kupować promotorom upominki z okazji obrony?

PPG: Kupiłam promotorom upominki, które wręczyłam w trakcie indywidualnych spotkań umówionych po obronie.
BR: Myślę, że to kwestia bardzo indywidualna. Ja osobiście byłam bardzo wdzięczna mojej Promotor za opiekę nade mną, nie tylko w czasie pisania doktoratu, ale również na co dzień w pracy klinicznej jest moim autorytetem i świetnym supervisorem.

Autorka: Małgorzata Osmola

Podobał Ci się ten artykuł? Teraz możesz postawić nam kawę! Wesprzyj nas klikając w link:
https://buycoffee.to/polkiwmedycynie

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top